Zaćmienie słońca składa się z 4 faz. Ponieważ zakrywający słońce księżyc jest mniejszy obwodem niż słońce, "mieści" się całkowicie wewnątrz tarczy słońca. Mamy więc:
pierwszy kontakt, kiedy księżyc zaczyna zakrywać słońce,
drugi kontakt, kiedy księżyć w całości schowa się wewnątrz tarczy słońca,
trzeci kontakt, kiedy księżyc zacznie opuszczać tarczę słońca,
czwarty kontakt, kiedy księżyc ostatecznie opuści tarczę słońca.
Całkowite zaćmienie to faza od drugiego do trzeciego kontaktu i trwa od kilkudziesięciu sekund do prawie 7 minut, w zależności od miesca/daty występowania zaćmienia. Sam obszar występowania zjawiska jest pasem dość szerokim kilkaset km i długim nawet na kilka tysięcy km. W środku tego pasa mamy obszar występowania zaćmienia całkowitego z tzw. linią centralną, gdzie zaćmienie jest najdłuższe. Na zewnątrz pasa zaćmienia całkowitego znajduje się szeroki obszar w którym występuje zaćmienie częśćiowe.
Zaćmienia częściowe pojawiają się dość często, całkowite trafiają się co 1-2 lata w najróżniejszych miejscach świata. Jest to zjawisko w pełni przewidywalne i na stronach NASA bądź zaćmieniowych fanów można znaleść kalendarze/mapy zaćmień wyliczone na kolejne lata.
Wstajemy parę minut po piątej. Wschód słońca jest o 5:28, pierwszy kontakt po 4 minutach, całkowita faza zaćmienia zacznie się o 6:38 i potrwa około 2 minut. Niebo z chmurami ale widać też obszary czyste od chmur. Jest szansa!! Robimy szybką kawę, bierzemy po krzesełku biwakowym, aparaty i biegniemy na plażę.
Super to wygląda, na całej długości plaży, co kilkanaście metrów siedzi już grupka obserwatorów. Są apraty, lunety, lornetki, okulary ochronne do obserwacji zaćmienia. Słońce wyskoczyło zza horyzontu i zaczęło szybko wspinać się do góry. Natej szerokości geograficznej, o tej porze roku, słońce staje prawie w zenicie w południe. Przez okulary ochronne widać już wyraźnie "nadgryzioną" tarczę słoneczną.
Biznesmen na plaży, po zaćmieniu jedzie prosto z plaży do pracy :)
Wschód słońca
Czekając na zaćmienie
Szczęście opuściło nas na samym końcu. Dosłownie na minutę przed drugim kontaktem, przed początkiem fazy całkowitego zaćmienia, nadeszła wielka chmura i zakryła tarczę słońca. Szkoda, nie udało się zobaczyć tego najbardziej spektakularnego widoku, ale i tak obserwowanie zjawisk towarzyszących zaćmieniu sprawiło nam dużą frajdę. Widzieliśmy nadchodzący cień, zrobiło się ciemno, z poświatą słoneczną dookoła horyzontu. Można było zaobserwować gwiazdy, ucichły wrzeszczące od rana papugi. Super! To moje 4 zaćmienie, 2 wspólnie obejrzane z Moniką.
Zaćmienie
Agnieszka i Marcin po zaćmieniu
Zawodowy oglądacz zaćmień :)
Po zaćmieniu wracamy do kampera na porządne śniadanie. Pakujemy sprzęt i ruszamy w trasę. Chcemy zaliczyć wodospady Babinda oraz plantację herbaty. Przejeżdżamy przez Port Douglas, musimy się zatrzymać i przepuścić biegnących maratończyków. Początek fazy całkowitego zaćmienia był sygnałem do startu dla maratonu i półmaratonu. Warunki do biegania wcale nie łatwe (tropikalny upał, wilgotność), stacje z napojami są rozstawione co 2,5 km (zwyczajowo są co 5 km). Wyścig musiał być naprawdę morderczy (albo biegli w nim kompletni amatorzy), bo z moimi wynikami byłbym w pierwszej dziesiątce. O ile oczywiście pobiegłbym w tych warunkach tak jak biegam normalnie...
Zaliczamy wodospady Babinda. Byliśmy już tutaj 2 lata temu, kiedy zwiedzaliśmy Australię przez ponad miesiąc. Na miejscu zwiedza się podobny do Mossman przełom rzeki, wodospady a na koniec można wskoczyć do zimnej wody w miejscu bezpiecznym od krokodyli. Pływało się super gdyby nie obecność much "sandfly". To australijski odpowiednik końskich much, gryzie rówie mocno ale jest zdecydowanie bardziej napastliwy i jest tego paskudztwa w tym miejscu wyjątkowo dużo.
Mamy w planie dzisiaj zwiedzanie plantacji herbaty, ale na mapie jest błąd. Miejsce, które wskazuje mapa to tylko pola herbaty, centrum dla zwiedzających znajduje się po drugiej stronie góry. To ponad godzina jazdy, a jak wszystko w Australii, centrum czynne jest tylko do godziny 16:00. Robimy zdjęcia pól herbacianych i jedziemy dalej.
Pola herbaciane
Kamper, ależ jest wielki!
Tej nocy chcieliśmy spać "na dziko", to znaczy zaparkować kampera na jakimś fajnym leśnym parkingu i tam spędzić noc. Jesteśmy w pełni samowystarczalni, bez zewnętrznego zasilania nie będzie nam działała tylko klimatyzacja i kuchenka mikrofalowa. Klimatyzacji i tak nie włączamy w nocy - wszystkie okna mają siatki zabezpieczające przed insektami, mamy też wywietrzniki na górze i śpi się całkiem przyjemnie. Kuchenka mikrofalowa też nie jest potrzebna skoro mamy kuchenkę gazową z 4 palnikami oraz piekarnik gazowy.
Niestety stan Queensland jest mocno, jak na Australię, rozwinięty i śpi się raczej w miejscach wyznaczonych. Jedne z nich okazuje się takie sobie. Drugie ma zakaz kampingu. Nie wiemy czy dotyczy tylko rozbijania namiotu czy także spania w kamperze. Kary są duże (do 500 AUD) więc jedziemy na standardowy kamping w miejscowości Artherton.
To pożegnalny wieczór, jutro wracamy do Cairns i oddajemy kampera. Uczciliśmy to, a jakże, australijskim winem :)