Rano nie pada, nareszcie udało się pobieg. Biegniemy wzdłuż wybrzeża, obserwując wrzeszczące papugi siedzące na drzewach. Co kilka domów tabliczki "na sprzedaż". Słyszeliśmy, że temu regionowi Australii nie powodzi się najlepiej, czyżby to był powód, można powiedzieć masowych, ucieczek ludzi? W sumie ładna miejscowość, domy praktycznie na plaży.
Wszystko fajnie, ale... Po pierwsze, na plaży i tak się nie wykąpiesz, w ciepłych wodach wokół wybrzeża aż roi się od śmiercionśnych meduz irukandii oraz os morskich. Niby można pływać w specjalnym stroju, ale co to za przyjemność? Na pewno nie jest to już przyjemna kąpiel w morzu, kiedy ciągle zastanawiasz się czy coś ciebie śmiertelnie nie ukąsi. Są też zwykłe meduzy, przące. Przy plażach stosowne ostrzeżenia a nawet pojemniki z octem, który pomaga ukoić ból po kontakcie z meduzą.
Ostrzeżenia przed meduzami na plaży (pod znakiem pojemnik z octem)
Po drugie, okolica roi się też od krokodyli. Zapomnijcie o kąpieli także w okolicznych rzekach czy niektóych jeziorach. Badna i okoliczne lasy namorzynowe też nie są bezpieczne. Krokodyle różańcowe (eustarine), potocznie zwane "salty", czyli słonowdne lubią równie dobrze wody słodkie, jak i słone. Potrafią nawet pływać w morzu i zaczaić się na ofiary na plaży.
Uwaga krokodyl!
Średnia przyjemność, prawda? Biegniemy wzduż wybrzeża aż w końcu natrafiamy na charakterystyczny żółty znak: teren zamieszkują krokodle. Dalej nie biegniemy, wracamy na śniadanie do kampera.
Koniec ścieżki biegowej - dalej są już krokodyle
Nie chcemy oddalać się od noclegu, jedziemy zwiedzać okoliczne atrakcje. Na początek przełom rzeki Mossman. W przewodnikach opisany jako wielka atrakcja, ale jest tak sobie. Coś zupełnie podobnego jak dwa lata temu odwiedzane Boulders przy miejscowości Babinda. Przełom rzeki, która przepływa przez skaliste tereny do tego miejsce, gdzie można się wykąpiąć "bezpieczne od krokodyli". Wszystko mega turystyczne, trzeba zostawić samochód, zapłaić za bilet i pod samą atrakcje jest się dowożonym elektrycznym autobusem.
Miasteczko Mossman, przed każdym sklepem reklama "artykułów zaćmieniowych" jak np. okulary do obserwacji
Rzeczka Mossman
Zwiedzamy przełom rzeki Mossman, wilgotność zabija...
Jedziemy kawałek dalej, nad słynną rzekę Daintree, w parku narodowym o tej samej nazwie. Rzeka słynie z zamieszkujących ją krokodyli oraz innych ciekawych gatunków zwierzyny. Przecina gęsty las tropikalny i zapowiada się ciekawie.
Las tropikalny w okolicy Daintree River
Wybieramy usługi firmy, która zabierze nas na godzinny rejs metalową łodzią przewodnikiem. To dzikie miejsce, z dziką zwierzyną, żyjącą w swoim własnym środowisku i nie jest gwarantowane zobaczenie niczego. Nikt nie karmi zwierząt, aby je utrzymać w określonym miejscu. Przed rejsem oglądamy tablicę ze zdjęciami. Największy zaobserwowany krokodyl to 7-metrowa bestia! Dobrze, że już jakiś czas go nie widziano i przyjmuje się, że musiał się przenieść.
Ruszamy na rzekę. Woda mętna, dookoła lasy namorzynowe. Mnóstwo ptaków. Przewodnik wypatrzył wężą na drzewie, pokazuje kilka gatunków ptaków. Krokodyle udaje się zobaczyć dwa. Jeden około 3,5 metra, ale widzimy tylko obserwujący nas uważnie łeb, drugi to młody osobnik, może z 1 metr, wylegujący się na plaży. Zbliżamy się może na 10 metrów, jeśli krokodyl chowa się pod wodą i znika z pola widzenia, przewodnik przezornie wycofuje łódkę. Nigdy nic nie wiadomo co te bestie kombinują...
Rzeka Daintree
Namorzyny
Jak przystało na tropiki jest dużo ptactwa
Wąż
Krokodyl w akcji - najpierw widać oczy
Krokodyl w akcji - potem paszcza
Krokodyl w akcji - zanurzamy się
Krokodyl w akcji - zmieniamy pozycję
Młody krokodyl
Wracamy wcześniej do kampera. Mamy z boku wysuwaną markizę, wystawiamy też stolik i krzesełka biwakowe, jakieś wino... Wieczór spędzamy na dyskusjach nad jutrzejszym zaćmieniem. Cały czas co pewien czas przechodzą krótkie deszcze. No, może być ciężko.
Relaks po kolacji