Kończymy przygodę z Savaii. Jest ładna pogoda, decydujemy się na przejechanie wyspy dookoła dłuższą trasą na prom, po drodze jest kilka atrakcji.
Zaczynamy od wizyty na ogromnym drzewie "banyan". Na platformie na szczycie można nawet przenocować, do drzewa prowadzi most linowy.
Banyan tree
W szkole trwają zajęcia sportowe
Najbardziej wysunięta na zachód część wyspy Savaii została zniszczona przez cyklony w 1991 i 1992 r. Pozostał zniszczony kościół, wioska zostałą przeniesiona bardziej wgłąb wyspy. Jeszcze 3 lata temu Savaii była pierwszą wyspą po międzynarodowej linii zmiany daty. Czyli wyspy leżące na zachód od tego punktu były przesunięte o jeden dzień wstecz. Stąd wzięła się potoczna nazwa tego zachodniego cypla "miejsce z którego spogląda się na jutro". Od 2009 roku Samoa zmieniła swoją strefę czasową aby być bardziej zbliżona do Australii i Nowej Zelandii, skąd przybywa większość turystów i zabawa się skończyła. Dzięki temu jesteśmy przesunięci +13 h względem Polski a nie -12 h.
Kościół na zachodzie wyspy zrujnowany przez cyklon
Zachodnia część wyspy zachwyciła nas swoją dzikością. Prawie nie ma tu ludzi, nawet palmy stoją niczyje, kokosy jak spadły tak leżą, nikt ich nie pozbierał. Nie ma tutaj ośrodków, co najwyżej można wynająć skromne Fale.
Las palmas
Trafiliśmy na magiczne miejsce pełne motyli
W samochodzie mieliśmy "zapach tropikalny" - truskawka
Po drodze trafiamy na rozgrywki
Kikikrikki - miejscowa odmiana krykieta. Gra cała wioska, w ogóle wszędzie dzisiaj widzimy dużo sportu. Czyżby piątek dniem sportu na Samoa? Lokale nie mają nic przeciwko zdjęciom, zatrzymujemy się zatem na małą sesję.
Lokalna wersja krykieta - "kurikrikki"
Jedną z ciekawszych atrakcji na Savaii są tzw. "blowholes". Tłumacząc bezpośrednio: "wiejące dziury". Jest to kawałek nadbrzeża, w którego wulkanicznej skale znajdują się dziury. Nadpływająca fala wpływa pod skały i tymi przeciskami przedostaje się, wydmuchując na kilkanaście metrów do góry fontannę wody. Na któtkim odcinku znajduje się kilkanaście takich "sikawek", dając niezły pokaz przy wzburzonym morzu. Najfajniejszy jest odgłos jakby pary uciekającej z czajnika. Czatujemy na najwyższą fontannę, oczywiście jak tylko odkładamy aparat to pojawia się ta największa, więc znowu czekamy, robimy zdjęcia tych mniejszych, odkłądamy zrezygnowani aparat a tu znowu idzie wielka fala... Można tak bez końca. Miejscowi umiejętnie wrzucają do dziury kokosa, który zostaje wystrzelony do góry przez gejzer wody. (oczywiście takie show jest możliwe "za drobną opłatą").
Blowholes
Zostało mało czasu, grzejemy więc do Saleologa, bo przed promem chcemy jeszcze coś zjeść. Prawie się udaje, nie zdążyliśmy zjeść co prawda w knajpie, ale spakowali nam w pudełka i zjedliśmy na promie. Prom tym razem większy, i dobrze, bo kołysało już konkretnie.
Po 4-dniowym pobycie na Savaii wyspa 'Upolu onieśmiela nas swoją nowoczesnością. Tyle ludzi, tyle wiosek, tak nowocześnie! Dopier teraz zauważamy jaką cichą i spokojną wyspą była Savaii. Praktycznie nie ma już świnek, jeździ dużo samochodów, jest głośno! W sklepach dużo większy wybór, jest nawet coca-cola light :)
Bez przeszkód wracamy do Apia w coraz już gorszych nastrojach, jutro wyjeżdżamy!