2012 Samoa & Australia
START
01. Przystanek w Pekinie
02. Wielki Mur Chiński
03. Zwiedzamy Sydney ...biegiem
04. Talofa Samoa. Apia
05. Sliding rocks
06. Wodospady 'Upolu
07. Morska świnia i rekin
08. Seabreeze Resort
09. To Sua Ocean Trench
10. Niedziela
11. Prom na Savaii
12. Saleologa
13. Plantacja i nurkowanie
14. Człowiek-krater
15. Dookoła Savaii
16. Lecimy na zaćmienie
17. Yungaburra
18. Daintree river
19. Zaćmienie
20. Plantacja kawy
21. Pożegnalne Sydney
2012-11-05, Prom na wyspę Savaii
Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Rozleniwieni pobytem w Seabreeze Resort z żalem go opuszczamy. To był nasz najlepszy nocleg, kolejne już będą raczej prostsze.
Prom mamy o 10:00, ale do przejechania po przekątnej cała wyspa 'Upolu. Niby nie jest to dużo, ale po wioskach jeździ się wolno - tu wyskoczą dzieciaki, tam świnka, tu konik. Obowiązuje limi 40 km/h a poza wioskami 55 km/h. Szacujemy podróż na około 1,5 godziny i ruszamy odpowiednio wcześniej na prom, postraszeni przez pana z recepcji, że jeśli nie będziemy godzinę przed czasem odpływu to mogą wpuścić kogoś na nasze miejsce. Promy nie są duże, ludzi wejdzie i tak każda ilość (nie wygląda jakby w ogóle liczyli) ale problemem są samochody, tutaj miejsce jest konkretnie wyliczone a bilety wyprzedane na kilka dni do przodu.
Przed wjazdem na prom jedziemy opryskać samochód przeciwko epidemii ślimaka afrykańskiego. Jedziemy na wyspę gdzie jest dużo plantacji i w ten sposób próbują zapobieg rozprzestrzenieniu ślimaków, które zniszczyły by zbiory. Procedura nie jest skomplikowana, zaspany pan polewa z węża ogrodowego nasz samochód. I to za darmo.

Walka ze ślimakiem afrykańskim





Podróż na drugą wyspę trwa około 1:45. Prom rzeczywiście malutki, nie ma nawet kabiny pasażerskiej, tylko zadaszenie pod kabiną z kilkoma krzesełkami, gdzie siedzą pasażerowie.

Prom na Savaii









Wyspa Savaii na pozór nie różni się zanacząco od poprzedniej 'Upolu. Może trochę więcej trzody wybiega na ulice, może trochę mniej samochodów, więcej przestrzeni, mniej wiosek. Do hotelu jedziemy około 40 minut, mamy więc pogląd na wyspę. Na pewno jest więcej plaż i to naprawdę ładnych - piaszczyste, z małymi falami (chroni je rafa w pewnej odległości od brzegu). Wyspa zostałą częściowo zniszczona przez erupcję wulkanu w 1905-1911. Lawa płynęła przez 6 lat zmieniając krajobraz niektórych partii wyspy. Przez jedno takie pole lawy przebiega droga do hotelu.

Pola lawy


Świnki, stały element na Savaii


Suszące się liście bananowca - budulec na dachy




Tym razem hotelik już trochę słabszy. Mamy co prawda wielki domek, ale już nie z tak fantastycznym widokiem, chociaż znajduje się na samej plaży. Największym minusem jest brak klimatyzacji. Oj, będzie gorąco. Obok znajduje się fajny resort i trochę już żałujemy, że go nie wybraliśmy.
Wchodzimy na chwilę do morza - jest niski przypływ, więc nie można płynąć jeszcze na rafę, bo jest za płytko. Ten kawałek, który udało się nam przepłynąć wprawił nas jednak w zachwyt. Będzie super! Pod wodą raj, będziemy tu duuużo pływać.